ŻONA

Modliłam się trzy nocy i Bóg mnie wysłuchał.

MĄŻ

Nie rozumiem cię.

ŻONA

Od kiedym cię straciła, zaszła odmiana we mnie -"Panie Boże", mówiłam i biłam się w piersi, i gromnicę przystawiałam do piersi i pokutowałam, “spuść na mnie ducha poezji", i trzeciego dnia z rana stałam się poetą.

MĄŻ

Mario !

ŻONA

Henryku, mną teraz już nie pogardzisz - jestem pełna natchnienia - wieczorami już mnie nie będziesz porzucał.

MĄŻ

Nigdy, nigdy.

ŻONA

Patrz na mnie. - Czy nie zrównałam się z tobą? - Wszystko pojmę, zrozumiem, wydam, wygram, wyśpiewam. - Morze, gwiazdy, burza, bitwa. - Tak, gwiazdy, burza, morze- ach! wymknęło mi się jeszcze coś - bitwa. - Musisz mnie
zaprowadzić na bitwę - ujrzę i opiszç - trup, całun, krew, fala, rosa, trumna.
Nieskończoność mnie obleje
I jak ptak w nieskończoności
Błękit skrzydłami rozwiejç
I lecąc się rozemdleję
W czarnej nicości

MĄŻ

Przeklęstwo - przeklęstwo!

ŻONA

Obejmuje go ramionami i całuje w usta.
Henryku mój, Henryku, jakżem szczęśliwa

GŁOS SPOD POSADZKI

Trzech królów własną ręką zabiłem - dziesięciu jest jeszcze - i księży stu śpiewających mszę.

GŁOS Z LEWEJ STRONY

Słońce trzecią część blasku straciło - gwiazdy zaczynają potykać się po drogach swoich - niestety - niestety

MĄŻ

Dla mnie już nadszedł dzień sądu.

ŻONA

Rozjaśnij czoło, bo smucisz mnie na nowo. - Czegoż ci, nie dostaje? - Wiesz, powiem ci coś jeszcze.

MĄŻ

Mów, a wszystkiego dopełnię.

ŻONA

Twój syn będzie poetą.

MĄŻ

Co?

ŻONA

Na chrzcie ksiądz mu dał pierwsze imię - poeta - a następne znasz, Jerzy Stanisław. - Jam to sprawiła - błogosławiłam, dodałam przeklęstwo - on będzie poetą. - Ach, jakże cię kocham, Henryku!

GŁOS Z SUFITU

Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.

ŻONA

Tamten dziwne cierpi obłąkanie - nieprawdaż?

MĄŻ

Najdziwniejsze.

ŻONA

On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał.
Bierze go za rękę.
Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę - człowiek każdy, robak każdy krzyczy: “Ja Bogiem" - i co chwila jeden po drugim konają - gasną komety i słońca. - Chrystus nas już nie zbawi - krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej - aż tuman wielki powstał z jego odłamków - Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd - ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały.

MĄŻ

Mario, może chcesz widzieć syna?

ŻONA

Jam mu skrzyła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. - On wróci kiedyś i uraduje ciebie. - Ach !

MĄŻ

Źle tobie?

ŻONA

W głowie mi ktoś lampę zawiesił i lampa się kołysze- nieznośnie.

MĄŻ

Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna, jako dawniej byłaś !

ŻONA

Kto jest poetą, ten nie żyje długo.