W tydzień oddział inżynierski przeniósł się dalej, a Ślimak po obrachunku z żoną przekonał się, że ma około dwudziestu pięciu rubli pieniędzy, które spadły nie wiadomo skąd, nie licząc zarobku za furmanki i zapłaty za dnie stracone.
“Czy oni omylili się, czybym ja im czego nie odwiózł?..." myślał chłop i wstyd mu się zrobiło tych pieniędzy.
- Wiesz, Jagna - rzekł raz do kobiety - może by pojechać za panami i oddać im ten grosz?
- O głupi! - krzyknęła kobieta - a przecie każdy tak zarabia, kto handluje. Jeszcześ łaskę wyświadczył, że sprzedałeś kuraki po dwa złote, kiedy Żydom płaciliby po pół rubla.
- Ale kupowałem u ludzi po złotemu.
- A Żyd po czemu kupuje? - Żyd nie jest rolnikiem i wreszcie on nie chrzczony.
- Za to on zarabia po dwa złote: i po dziesiątce na każdym kuraku, a ty po złotówce. Wreszcie złotówka to nawet nie zarobek, ino podarunek, co panowie dali ci za fatygę.
Wyraz “za fatygę" uspokoił chłopa. Jużci on się sfatygował, a panowie mogą mu tyle ofiarować, ile im się podoba. Państwo z Warszawy dobrze widać płacą za fatygę, kiedy nawet szwagierek dziedzica za podniesienie czapki dał Jędrkowi srebrną czterdziestkę.