Przed domem stała kobieta zaglądając w okno. Ślimak przypadł do niej, schwycił za ramiona i szepnął z trwogą:
- To ty, Jagna?... Ty?...
- Boga się bój; co robisz? Kto cię odział?
Istotnie była to Ślimakowa.
- Samam się odziała, ino butów nie mogłam dozuć i krzywo mi siedzą... - Chodzi do dom - rzekła ciągnąc go za rękę.
- Gdzie do dom? - odparł Ślimak. - Adyżeś ty, Jagna, taka chora, że nie wiesz, co nam się dom spalił i stodoła?... Gdzie pójdziesz na taki mróz?
W dziedzińcu, odezwały się brytany Hamera; Ślimakowa zwiesiła się mężowi na ręku i nalegała uporczywie:
- Chodzi do dom... chodzi do dom! Nie chcę umierać w cudzej izbie jak komornica... Ni!... Ja gospodyni... Nie chcę bratać się ze Szwabami, bo mi jegomość nawet trumny nie pokropi święconą wodą...
Ciągnęła, a on szedł. I tak szli oboje do wrót, potem za wrota, potem w stronę zamarzniętej rzeki, aby jak najrychlej dostać się do sadyby. Za nimi biegły psy i z wściekłym ujadaniem szarpały ich za odzież.
Szli w milczeniu. Dopiero nad rzeką przystanęła zmęczona kobieta i chwilę odpocząwszy poczęła mówić:
- Myślisz, że ja nie wiem, co cię Niemcy skusiły i chcesz im sprzedać grunt?... Może nieprawda?... - dodała dziko patrząc mu w oczy.
Ślimak spuścił głowę.
- Ty zdrajco!... ty zaprzańcu!... - wybuchła nagle wygrażając mu pięścią. - Ty grunt sprzedajesz?... A to byś ty samego Pana Jezusa Żydom sprzedał!... To ci się już sprzykrzyło, żeś jest uczciwy gospodarz, jako twój ojciec, i chcesz zejść na poniewierkę między ludzi? A co zrobi Jędrek?... Będzie chodził za cudzą sochą... A mnie jak pochowasz?... jak gospodynię czy jak komornicę?...
Pociągnęła go i weszli na lód. Gdy znaleźli się na środku rzeki, Ślimakowa znowu wybuchła:
- Stój tu, Judaszu!... - zawołała chwytając go za obie ręce. - Ty jeszcze myślisz sprzedać grunt? Ja ci już nic nie wierzę... Słuchaj - mówiła w gorączkowym rozdrażnieniu - ino sprzedasz, Pan Bóg przeklnie ciebie i chłopaka... Ten lód załamie się pod tobą, jak nie wyrzekniesz się diabelskich myśli... Ja po śmierci nie dam ci spokoju... Nigdy nie zaśniesz, bo choćbyś zasnął, wstanę z grobu i oczy będę ci odmykała...
- Słuchaj!... - krzyknęła w napadzie szału - jak sprzedasz grunt, nie przełkniesz Najświętszego Sakramentu, bo uwięźnie ci w gardle albo rozleje ci się krwią...
- Jezu!... - szepnął chłop.
- Gdzie stąpisz, trawę spali ci pod nogami... - klęła nieprzytomna kobieta. - Na kogo spojrzysz, rzucisz urok i spotka go nieszczęście...
- Jezu! Jezu!... - jęknął chłop. Wyrwał się jej z rąk i zatkał uszy.
- Sprzedasz? sprzedasz?... - pytała zbliżając swoją twarz do jego twarzy.
Ślimak potrząsnął głową i rozłożył ręce.
- Niech się, co chce, dzieje - odparł - nie sprzedam.
- Choćbyś miał zdechnąć na barłogu?
- Choćbym zdechł.
- Tak ci Boże dopomóż?...
- Tak mi Boże dopomóż i niewinna męka Jego...
Ślimakowa zachwiała się. Mąż pochwycił ją wpół i prawie Zaciągnął do stajenki, gdzie spali dwaj parobcy Hamera.