W tej chwili ukazała się gospodyni z kulawym Maćkiem. Poszli do alkierza i wysunęli na środek stół malowany na wiśniowo. Obok niego Maciek postawił dwa drewniane krzesła, gospodyni zapaliła nafcianą lampę bez kominka i nakryła. stół obrusem.
- Chodźcie tu, sołtysie - odezwała się gospodyni. - Józek prowadźże ich. Tu wam ładniej będzie wieczernąć. Uśmiechnięty Maciek niezgrabnie cofnął się za komin, a dwaj gospodarze przeszli do alkierza.
- Piękna izba rzekł Grochowski oglądając się. - Świętych Pańskich sporo na ścianach; łóżko malowane, jest podłoga i badylki na oknie. Pewnie to wasza sprawa, kumo?
- A czyjaż by? - odparła zadowolona kobieta. - On wciąż kręci się koło dworu albo przy mieście, a o dom nie dba; Ledwiem go napędziła, że choć w alkierzu ułożył podłogę Siadajcie, kumie, o tu, bliżej pieca, jakeście łaskawi. Zaraz podam wieczerzę.