Zjawienie się ich tak zaciekawiło. Ślimaka, że zamiast przodować w robocie, wlókł się na końcu obok Magdy. Wreszcie zawołał:
- Jędrek ciśnij sierp i skocz do onych, co tam na polu bonują. Spenetruj, co za jedni, i wymiarkuj: czy mierzą na rozdanie gruntów, czy na co innego?
Chłopak pobiegł cwałem.
- A obchodź ich ostrożnie! - wołała matka - żeby cię który nie przetrącił...
Jędrek w kilka pacierzy dognał mierników, wszedł między nich, i chwilę porozmawiał, ale - ani myślał o powrocie. Owszem wziął się nawet do tyki i łańcucha.
- Słyszeliśta! - dziwiła się Ślimakowa - a dyć on już do nich - całkiem przystał. Patrzaj ino, Józek, jak wyrywa z tym sznurzyskiem?... Tamci przecie musieli, się uczyć nie bez jedną zimę i żaden go nie wyścignie. A on, para, co ino za szybą u Żyda widział lamentarz, tak se śkika między nimi jak zając... To ci chłopak!... Szkoda, żem mu nie kazała wzuć butów, bo jeszcze pomyślą, że on jaki sierota, nie gospodarski syn.
Ujęła się pod boki i zadowolona patrzyła na Jędrka, który z wielką śmiałością przenosił tyki i ciągnął łańcuch od punktu do punktu.