- Jeszcze nie wiadomo, kto kogo wyforuje! - odparła gniewnie Ślimakowa.
- Nie ja ich - szepnął mąż.
Kobieta ujęła się pod boki i stopniowo podnosząc głos poczęła mówić:
- O widzisz, jaki to z niego chłop!... Ino spojrzał na szwabskie nasienie, a zara mu serce odjęło. Zabiorą ci łąkę, no, to i co? Będzie się im wpędzać bydło w szkodę, dopóki jej na powrót nie sprzedadzą.
- To mi wystrzelają bydło.
- Wystrzelają?... - krzyknęła gospodyni. - A sąd, a kryminał? Panom nie wolno krzywdzić chłopskiego bydlęcia, a ma być wolno Szwabom?...
- Jak nie wystrzelają, to zajmą nam bydlę i wyprawują więcej, niż ono zjadło. Niemiec ma rozum, nie bój się. On dozorem i procesami zalezie ci za dziesiątą skórę.
Gospodyni umilkła na chwilę.
- No - rzekła po namyśle - to będziemy kupowali paszę.
- Od kogo? Przecie gospodarze już dzisiaj nie sprzedają. a Niemiec, jak się na pańskim osiedli, nie wypuści ździebełka trawy.
Na kominie garnczek zaczął kipieć, ale Ślimakowa nie zwróciła na to uwagi; taki ją gniew i żal ogarnął. Z zaciśniętymi pięściami przypadła do męża wołając:
- Co ty gadasz, Józek, zastanów się!... Tak źle, i tak niedobrze, -więc jakże będzie?... To taki z ciebie chłop i gospodarz, że zamiast sam co wymyślić, mnie, babie, serce odbierasz?... Nie wstyd tobie dzieci, nie wstyd tobie Magdy, żebyś siedział na ławie i przewracał oczami jak nieboszczyk, zamiast radzić?... Cóż ty myślisz, że ja dla twoich Niemców dam dzieciskom zdychać z głodu albo krów się wyzbędę?... A może myślisz, że dam grunt sprzedać?... Niedoczekanie wasze! - krzyknęła podnosząc ręce. - Niedoczekanie twoje i tych Szwabów!... Żebym miała trupem paść, żeby mnie do grobu schowali, jeszcze wykopię się spod ziemi i nie dam zrobić krzywdy dzieciom... Nie! Co tu siedzisz, co się patrzysz na mnie jak baran?... - dodała z pałającą twarzą. - Jedz śniadanie i idź do dworu. Spytaj się, czy pan naprawdę sprzedał folwark. Jak nie sprzedał, padnij mu do nóg i póty leż, póty go proś, póty skamlaj, aż ci ten kawałek łąki odstąpi, choćby za dwa tysiące złotych...
- A jak sprzedał?...
- Jak sprzedał? - zawołała. - Jak sprzedał, to... niech go Bóg skarze...
- Ale zawdy łąki nie będzie.
- Głupiś!... - odparła zwracając się do komina. - Żyliśmy dotąd my, dzieci i dobytek, z łaski Bożej, nie z pańskiej, to i żyć będziemy.
Chłop podniósł się z ławy.
- No, kiedy tak - rzekł po namyśle - to dawaj śniadanie... No, a czego płaczesz?... - dodał.
Ślimakowa po wybuchach energii istotnie zalewała się łzami.
- Jakże nie mam płakać - szlochała - kiedy Pan Bóg miłosierny pokarał mnie takim niedojdą chłopem, co i ram radzić nie potrafi, i jeszcze mnie serce odbiera!...
- Głupiaś - odparł nachmurzając się. - Pójdę zara do dziedzica i kupię łąkę, choćbym miał dać dwa tysiące złotych. Taką mam ambicję!
- A jak dziedzic już sprzedał folwarek? - spytała żona.
- Mam go gdzieś! Żyliśmy dotąd z łaski Bożej, nie ż pańskiej, to i odtąd nie zginiemy.
- A skąd paszy weźmiesz dla bydła?
- Mój w tym. rozum i moja głowa. Ty garnków pilnuj, a do mnie się nie wtrącaj, kiedyś baba!
- Wykurzą cię stąd Niemcy razem z twoim rozumem. Chłop uderzył pięścią w stół, aż podniósł się pył w izbie.
- Chorobę wykurzą, nie mnie! - krzyknął. - Nie ruszę się stela, żebym miał paść trupem, żeby mnie na drobne kawałeczki posiekali!.. Dawaj śniadanie. Takem się zawziął na te psiekrwie, że jeszcze ciebie potrącę, jak mi nie wygodzisz! A ty, Jędrek, zmykaj po Owczarza i wracaj wnet, bo jak zdejmę rzemień...