Zamek na barkach nowogródzkiej góry
Od miesięcznego brał pozłotę blasku,
Po wałach z darni i po sinym piasku
Olbrzymim słupem łamał się cień bury
Spadając w fosę, gdzie śród wiecznych cieśni
Dyszała woda spod zielonych pleśni.
 
 
Miasto już spało, w zamku ognie zgasły,
Tylko po wałach i po basztach straże
Powtarzanymi płoszą senność hasły;
Wtem się coś z dala na polu ukaże,
Jakowiś ludzie biegą tu po błoniach,
A gałąź cieniu za każdym się czerni,
A biegą prędko, muszą być na koniach;
A świecą mocno, muszą być pancerni.