- Wiecie!... Bóg patrzy na moje serce, że co rania i co wieczora proszę go za oną Danuśkę, ba i o Zbyszkową szczęśliwość! Bóg to w niebiesiech wie najlepiej! Ale i Hlawa, i wy powiadacie, że już ona zginęła i że żywa z krzyżackich rąk nie wyjdzie - co jeśli tak ma być, to ja...
Tu zawahała się nieco, wezbrane łzy stoczyły się jej z wolna po jagodach i skończyła po cichu:
- To ja chcę być Zbyszka blisko...
Maćka wzruszyły te łzy i słowa, jednak odrzekł:
- Jeśli tamta zginie, Zbyszko z żałości ani na cię spojrzy.
- Ja też nie chcę, by na mnie spoglądał, jeno chcę być przy nim.
- Wiesz przecie, że ja tego samego bym chciał, co i ty; ale on w pierwszym żalu gotów cię jeszcze zwymyślać...
- Niech tam i zwymyśla - odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. - Ale tego nie uczyni, bo nie będzie wiedział, że to ja.
- Pozna cię.
- Nie pozna. Wyście także nie poznali. Powiecie mu, że to nie ja, jeno Jaśko, a Jaśko przecie całkiem z gęby do mnie podobny. Powiecie mu, że urósł i tyla, a jemu nawet przez głowę nie przejdzie, by zaś to nie był Jaśko...