- Iii.. nie!... Mnie bardziej potrzeba zmiany klimatu i to lekarstwo już sobie zapisałem.
- Wyjeżdżasz?
- Najdalej pojutrze do Moskwy, a potem... gdzie Bóg przeznaczy...
- Masz co na myśli? - spytał tajemniczo Rzecki.
Wokulski zastanowił się.
- jeszcze nic nie wiem; waham się, jakbym siedział na dziesięciopiętrowej huśtawce. Czasami zdaje mi się, że coś zrobię dla świata...
- Oj, to... to...
- Ale chwilami ogarnia mnie taka desperacja, że chciałbym, ażeby mnie ziemia pochłonęła i wszystko, czegom tylko dotknął.
- To nierozsądne... nierozsądne... - wtrącił Rzecki.
- Wiem... Toteż nie dziwiłbym się ani temu, gdybym kiedy narobił hałasu, ani temu, gdybym skończył wszelkie rachunki ze światem...
Siedzieli obaj do późnego wieczora.
W kilka dni rozeszła się wieść, że Wokulski gdzieś wyjechał nagle i może na zawsze.
Wszystkie jego ruchomości, począwszy od sprzętów, skończywszy na powozie i koniach, nabył hurtem Szlangbaum za dosyć niską cenę.