Pewnego dnia płynąc wzdłuż zalanych folwarków książę spostrzegł ruch niezwykły. Na jednej z czasowych wysepek rozlegał się między drzewami głośny krzyk kobiet.
“Zapewne ktoś umarł..." - pomyślał książę.
Od drugiej wyspy na paru czółenkach odpływały zapasy zboża i kilka sztuk bydła, a ludzie stojący pod gospodarskimi budynkami grozili i złorzeczyli ludziom w łódkach.
“Jakiś spór sąsiedzki..." - rzekł do siebie następca.
W kilku dalszych folwarkach było spokojnie, a mieszkańcy, zamiast pracować albo śpiewać, siedzieli na ziemi milcząc.
“Musieli skończyć robotę i odpoczywają."
Za to od innej wysepki odbiło czółno z kilkorgiem płaczących dzieci, a jakaś kobieta wszedłszy po pas w wodę wygrażała pięściami. “Wiozą dzieci do szkoły" - myślał Ramzes. Wypadki te jednak poczęły go interesować.
Na sąsiedniej wyspie znowu rozlegał się krzyk. Książę przysłonił ręką oczy i zobaczył leżącego na ziemi człowieka, którego bił kijem Murzyn.
- Cóż się tu dzieje?... - zapytał Ramzes wioślarza.
- Czyliż nie widzicie, panie, że biją nędznego chłopa?. - odparł przewoźnik śmiejąc się. - Musiał coś zbroić, więc chodzi mu ból po kościach.
- A cóż ty jesteś?
- Ja?... - odparł z pychą wioślarz. - Ja jestem wolny rybak. I bylem oddał, co należy, z połowu do jego świątobliwości, mogę pływać po całym Nilu, od pierwszej katarakty do morza. Rybak jest jak ryba albo dzika gęś, a chłop jak drzewo: karmi panów swoimi owocami i nigdzie nie może uciec, tylko skrzypi, gdy na nim dozorcy psują korę.
O ho! ho!... spojrzyjcie no tam... - zawołał znowu zadowolony rybak. - Hej !... ojciec!... a nie wypijaj wszystkiej wody, bo będzie nieurodzaj...
Wesoły ten wykrzyknik odnosił się do grupy osób spełniających bardzo oryginalną czynność. Kilku ludzi gołych trzymało za nogi innego człowieka i nurzało mu w wodzie głowę po szyję, po piersi, wreszcie po pas. Obok stał jegomość z laską, ubrany w poplamioną tunikę i perukę z baraniej skóry. Nieco dalej krzyczała wniebogłosy kobieta, którą za ręce trzymali ludzie.
Bicie kijem było tak upowszechnione w szczęśliwym państwie faraonów jak jedzenie i spanie. Bito dzieci i dorosłych, chłopów, rzemieślników, żołnierzy, oficerów i urzędników. Kto żył, dostawał kije, z wyjątkiem kapłanów i najwyższych dostojników, bo tych już nie miał kto bić. Książę więc dość spokojnie patrzył na chłopa bitego kijem; ale zastanowił go chłop nurzany w wodzie.
- Ho! ho!... - śmiał się tymczasem wioślarz - a to go poją!... Zgrubieje tak, że żona będzie musiała nadsztukować mu opaskę.
Książę kazał przybić do brzegu. Tymczasem chłopa wydobyto z rzeki, pozwolono mu wykaszlać wodę i znowu schwycono go za nogi, pomimo nieczłowieczych wrzasków żony, która zaczęła kąsać ludzi trzymających ją·
- Stój! - krzyknął książę do oprawców, którzy ciągnęli chłopa.
- Czyńcie waszą powinność! - zawołał przez nos jegomość w baraniej peruce. - Kto jesteś, zuchwalcze, który ośmie...
W tej chwili książę zwalił go przez łeb swoją miarą, która na szczęście była lekka. Mimo to właściciel poplamionej tuniki aż usiadł na ziemi, a obmacawszy perukę i głowę, spojrzał na napastnika zamglonymi oczyma.
- Odgaduję - rzekł naturalnym głosem - że mam honor rozmawiać ze znakomitą osobą... Oby ci, mój panie, zawsze towarzyszył dobry humor, a żółć nigdy nie rozlewała się po kościach...
- Co wy robicie z tym człowiekiem?... - przerwał książę.
- Pytasz, mój panie - odparł jegomość, znowu przez nos - jak cudzoziemiec, nie znający ani miejscowych zwyczajów, ani ludzi, do których odzywa się zbyt poufale.
Wiedz przeto, że jestem poborcą jego dostojności Dagona, pierwszego bankiera w Memfis. A jeżeli jeszcze nie zbladłeś, dowiedz się, że dostojny Dagon jest dzierżawcą, pełnomocnikiem i przyjacielem następcy tronu (oby żył wiecznie!) i że ty dopuściłeś się gwałtu, o czym zaświadczą moi ludzie, na gruntach księcia Ramzesa...
- Więc to... - przerwał książę, lecz nagle zatrzymał się. - Więc jakim prawem katujecie w podobny sposób książęcego chłopa?
- Bo nie chce łotr płacić podatków, a skarb następcy jest w potrzebie...
Pomocnicy urzędnika, wobec katastrofy, jaka spotkała ich pana, wypuścili swoje ofiary i stali bezradni niby członki ciała, któremu ucięto głowę. Uwolniony chłop znowu zaczął pluć i wytrząsać wodę z uszu, ale za to żona jego przypadła do wybawcy.
- Kimkolwiek jesteś - jęczała składając ręce przed księciem - czy bogiem, czy nawet posłańcem faraona, posłuchaj o naszej nędzy. Jesteśmy chłopami następcy tronu (oby żył wiecznie!) i zapłaciliśmy wszystkie podatki: w prosie, pszenicy, kwiatach i skórach bydlęcych. Tymczasem ostatniej dekady przyszedł do nas ten oto człowiek i każe sobie znowu dać siedm mierzyc pszenicy...
“Jakim prawem? - pyta mój mąż - przecie podatki już zapłacone?" A on mego męża wali na ziemię, kopie nogami i mówi: “Takim prawem, że dostojny Dagon kazał." - “Skądże wezmę? - odpowiada mój chłop - kiedy nie mamy żadnego zboża i już z miesiąc karmimy się ziarnami albo korzonkami lotosu, o które także coraz trudniej, bo wielcy panowie lubią bawić się kwiatami lotosu."
Zatchnęła się i zaczęła płakać. Książę czekał cierpliwie, aż się uspokoi, ale unurzany chłop mruczał:
- Ta baba swoim gadaniem nieszczęście na nas sprowadzi... A mówiłem, że nie lubię, jak mi się baby mięszają do interesów.
Tymczasem urzędnik podsunąwszy się do wioślarza spytał go po cichu, wskazując na Ramzesa:
- Kto jest ten chłystek?...
- Bodaj ci język usechł! - odparł wioślarz. - czy nie widzisz, że to musi być wielki pan: dobrze płaci i tęgo wali.
- Ja zaraz poznałem - szeptał urzędnik - że to musi być ktoś wielki. Młodość zeszła mi na ucztach ze znakomitymi panami.
- Aha! jeszcze ci nawet po tych ucztach zostały sosy na odzieniu - odburknął wioślarz.
Kobieta wypłakawszy się prawiła dalej:
- Dzisiaj zaś przyszedł ten pisarz ze swoimi ludźmi i mówi do mego chłopa: “Kiedy nie masz pszenicy, oddaj nam dwu synków, a dostojny Dagon nie tylko daruje ci ten podatek, ale jeszcze za każdego chłopca co roku zapłaci po drachmie..."
- Biada mi z tobą! - wrzasnął topiony chłop. - Zgubisz nas wszystkich gadulstwem... Nie słuchaj jej, dobry panie - zwrócił się do Ramzesa. - Jak krowa myśli, że ogonem odstraszy muchy, tak babie zdaje się, że językiem odpędzi poborców... A nie wiedzą, że obie są głupie...
- Tyś głupi! - przerwała baba. - Słoneczny panie, który masz postać królewską...
- Biorę was za świadków, że ta kobieta bluźni... - rzekł półgłosem urzędnik do swoich ludzi.
- Kwiecie pachnący, którego głos jest jak dźwięk fletu, wysłuchaj mnie!... - błagała kobieta Ramzesa. - Więc mój mąż powiedział temu urzędnikowi: “Wolałbym stracić dwa byczki, gdybym je miał, aniżeli oddać moich chłopców, choćbyście mi za każdego płacili po cztery drachmy na rok. Bo jak dziecko wyjdzie z domu na służbę, nikt go już nie zobaczy..."
- Bodajbym się udusił!... bodaj ryby jadły ciało moje na dnie Nilu!... - jęczał chłop. - Przecie ty cały folwark zmarnujesz swoimi skargami... kobieto...
Urzędnik widząc, że ma poparcie strony głównie zainteresowanej, wystąpił naprzód i zaczął znowu przez nos:
- Od czasu jak słońce wschodzi za pałacem królewskim, a zachodzi nad piramidami, działy się w tym kraju różne dziwowiska... Za faraona Semempsesa ukazywały się około piramidy kochom zjawiska cudowne i dżuma spadła na Egipt. Za Boetosa rozwarła się ziemia pod Bubastis i pochłonęła wielu ludzi... Za panowania Neferchesa wody Nilu przez jedenaście dni były słodkie jak miód. To widziano i wiele innych rzeczy, o których wiem, bo jestem pełen mądrości. Ale nigdy nie widziano, ażeby z wody wyszedł jakiś nieznany człowiek i w majątkach najdostojniejszego następcy tronu bronił zbierania podatków...
- Milcz! - krzyknął Ramzes - i wynoś się stąd. Nikt wam nie zabierze dzieci - dodał do kobiety.
- Łatwo mi wynieść się - odparł poborca - bo mam lotne czółno i pięciu wioślarzy. Ale dajże mi, wasza dostojność, jakiś znak do pana mego, Dagona?...
- Zdejmij perukę i pokaż mu znak na swoim łbie - rzekł książę. - A Dagonowi powiedz, że mu takie same znaki porobię na całym ciele...
- Słyszycie bluźnierstwo?... - szepnął poborca do swoich ludzi cofając się ku brzegowi wśród niskich ukłonów.
Wsiadł w czółno, a gdy jego pomocnicy odbili i odsunęli się na kilkadziesiąt kroków, wyciągnąwszy rękę począł wołać:
- Oby was kurcz złapał za wnętrzności, buntownicy, bluźniercy!... Stąd prosto jadę do następcy tronu i opowiem mu, co się dzieje w jego dobrach...
Potem wziął kij i zaczął okładać swoich ludzi za to, że nie ujęli się za nim.
- Tak będzie z tobą!... - wołał grożąc Ramzesowi.