Naczelnik zostawił ajentów przed bramą, wziął za ramię człowieka odzianego w wór i prowadzony przez kapłana udał się do świętej izby. Gdy wszedł tam, zastał Mefresa i Sema ubranych w arcykapłańskie szaty, ze srebrnymi blachami na piersiach.
Wówczas upadł przed nimi na ziemię i rzekł:
- Stosownie do waszego rozkazu przyprowadzam wam, święci mężowie, zbrodniarza Lykona. Czy chcecie zobaczyć jego twarz?
A gdy zgodzili się, naczelnik policji powstał i z towarzyszącego mu człowieka zerwał wór.
Obaj arcykapłani krzyknęli ze zdumienia. Grek rzeczywiście tak był podobny do następcy tronu, Ramzesa, że nie było można oprzeć się złudzeniu.
- Tyżeś to jest Lykon, śpiewak pogańskiej świątyni Astoreth?... - zapytał skrępowanego Greka święty Sem.
Lykon uśmiechnął się pogardliwie.
- I ty zamordowałeś dziecko księcia?... - dodał Mefres.
Grek posiniał z gniewu i usiłował zerwać pęta.
- Tak! - zawołał - zabiłem szczenię, bom nie mógł znaleźć jego ojca, wilka... Oby spalił go ogień niebieski!...
- Co ci winien książę, zbrodniarzu?... - spytał oburzony Sem.
- Co winien!... Porwał mi Kamę i wtrącił ją w chorobę, z której nie ma wyjścia... Byłem wolny, mogłem uciec z majątkiem i życiem, ale postanowiłem zemścić się, i oto macie mnie... Jego szczęście, że wasi bogowie mocniejsi są od mojej nienawiści... Dziś możecie mnie zabić... Im prędzej, tym lepiej.
- Wielki to zbrodniarz - odezwał się arcykapłan Sem.
Mefres milczał i wpatrywał się w pałające wściekłością oczy Greka. Podziwiał jego odwagę i rozmyślał. Nagle rzekł do naczelnika policji:
- Możesz, dostojny panie, odejść; ten człowiek należy do nas.
- Ten człowiek - odparł oburzony naczelnik - należy do mnie... Ja go schwytałem i ja otrzymam od księcia nagrodę.
Mefres powstał i wydobył spod ornatu złoty medal.
- W imieniu najwyższej rady, której jestem członkiem - mówił Mefres - rozkazuję ci oddać nam tego człowieka. Pamiętaj, że jego istnienie jest najwyższą tajemnicą państwową, i zaprawdę, stokroć lepiej będzie dla ciebie, jeżeli całkiem zapomnisz, żeś go tu zostawił...
Naczelnik policji znowu upadł na ziemię i - wyszedł tłumiąc gniew.
"Zapłaci wam za to pan nasz, książę następca, gdy zostanie faraonem!... - myślał. - A że i ja oddam wam moją cząstkę, zobaczycie..."
Agenci stojący przed bramą zapytali go: gdzie jest więzień?...
- Na więźniu - odparł - spoczęła ręka bogów.
- A nasze wynagrodzenie?... - nieśmiało odezwał się starszy agent.
- I na waszym wynagrodzeniu spoczęła ręka bogów - rzekł naczelnik. - Wyobraźcie więc sobie, że wam śnił się ten więzień, a będziecie czuli się bezpieczniejsi w waszej służbie i zdrowiu.
Agenci milcząc spuścili głowy. Ale w sercach zaprzysięgli zemstę kapłanom pozbawiającym ich tak pięknego zarobku.
Po odejściu naczelnika policji Mefres zawołał kilku kapłanów i najstarszemu szepnął coś do ucha. Kapłani otoczyli Greka i wyprowadzili go z izby świętej. Lykon nie opierał się.
- Myślę - rzekł Sem - że człowiek ten, jako zabójca, powinien być wydany sądowi.
- Nigdy! - odparł stanowczo Mefres. - Na człowieku tym cięży nierównie gorsza zbrodnia: jest podobny do następcy tronu...
- I co z nim zrobisz, wasza dostojność?
- Zachowam go dla najwyższej rady - mówił Mefres.- Tam, gdzie następca tronu zwiedza pogańskie świątynie wykrada z nich kobiety, gdzie kraj jest zagrożony niebezpieczną wojną, a władza kapłańska buntem, tam - Lykon może się przydać...