Tymczasem do gabinetu nowego władcy przyszedł najwyższy sędzia.
- Co mi powiesz, wasza dostojność? - zapytał pan.
- Kilka dni temu zdarzył się niezwykły wypadek pod Tebami - odparł sędzia. - Jakiś chłop zamordował żonę i troje dzieci i sam utopił się w poświęconej sadzawce.
- Oszalał?
- Zdaje się, że zrobił to z głodu.
Faraon się zamyślił.
- Dziwny wypadek - rzekł - ale ja chciałbym usłyszeć co innego. Jakie występki zdarzają się najpospoliciej w tych czasach?
Najwyższy sędzia wahał się.
- Mów śmiało - rzekł pan, już zniecierpliwiony - i niczego nie ukrywaj przede mną. Wiem, że Egipt zapadł w bagnisko, chcę go wydobyć, a więc muszę znać wszystko złe...
- Najczęstszymi... najzwyklejszymi występkami są bunty... Ale tylko pospólstwo buntuje się... - pośpieszył dodać sędzia.
- Słucham - wtrącił pan.
- W Kosen - mówił sędzia - zbuntował się pułk mularzy i kamieniarzy, którym na czas nie dano rzeczy potrzebnych. W Sochem chłopstwo zabiło pisarza zbierającego podatki... W Melcatis i Pi-Hebit także chłopi zburzyli domy fenickich dzierżawców... Pod Kasa nie chcieli poprawiać kanału twierdząc, że za tą robotę należy im się płaca od skarbu... Wreszcie w kopalniach porfiru skazańcy pobili dozorców i chcieli gromadą uciekać w stronę morza...
- Wcale nie zaskoczyły mnie wiadomości odparł faraon. - Ale co ty myślisz o nich?
- Przede wszystkim trzeba ukarać winnych...
- A ja myślę, że przede wszystkim trzeba dawać pracującym to, co im się należy - rzekł pan. - Głodny wół kładzie się na ziemi, głodny koń chwieje się na swych nogach i wzdycha... Możnaż więc żądać, aby głodny człowiek pracował i nie objawiał, że mu jest źle?...
Zatem wasza świątobliwość...
Pentuer utworzy radę do zbadania tych rzeczy - przerwał faraon. - Tymczasem nie chcę, aby karano...
- Ależ w takim razie wybuchnie bunt ogólny!... - zawołał przerażony sędzia.
Faraon oparł brodę na rękach i rozważał.
- Ha! - rzekł po chwili - niechże więc sądy robią swoje, tylko... jak najłagodniej. A Pentuer niech jeszcze dziś zbierze radę...
Zaiste! - dodał po chwili - łatwiej decydować się w bitwie aniżeli w tym nieporządku, jaki opanował Egipt...
Po wyjściu najwyższego sędziego faraon wezwał Tutmozisa. Kazał mu w swym imieniu powitać wojsko wracające znad Sodowych Jezior i rozdzielić dwadzieścia talentów między oficerów i żołnierzy.
Następnie pan rozkazał przyjść Pentuerowi, a tymczasem przyjął wielkiego skarbnika.
- Chcę wiedzieć - rzekł - jaki jest stan skarbu.
- Mamy - odparł dostojnik - w tej chwili za dwadzieścia tysięcy talentów wartości w śpichrzach, oborach, składach i skrzyniach. Ale podatki co dzień wpływają...
- I bunty robią się co dzień - dodał faraon. - A jakież są nasze ogólne dochody i wydatki?
- Na wojsko wydajemy rocznie dwadzieścia tysięcy talentów... Na świątobliwy dwór dwa do trzech tysięcy talentów miesięcznie...
- No?... Cóż dalej?... A roboty publiczne?...
- W tej chwili wykonywają się darmo - rzekł wielki skarbnik spuszczając głowę.
- A dochody?...
- Ile wydajemy, tyle mamy... - szepnął urzędnik.
- Więc mamy czterdzieści lub pięćdziesiąt tysięcy talentów rocznie - odparł faraon. - A gdzie reszta?...
- W zastawie u Fenicjan, u niektórych bankierów i kupców, wreszcie u świętych kapłanów...
- Dobrze - odparł pan. - Ale jest przecie nienaruszalny skarb faraonów w złocie, platynie, srebrze i klejnotach. Ile to wynosi?
- To już od dziesięciu lat naruszone i wydane...
- Na co?... komu?..
- Na potrzeby dworu - odpowiedział skarbnik - na podarunki dla nomarchów i świątyń...
- Dwór miał dochody z płynących podatków, a czyliż podarunki mogły wyczerpać skarbiec mojego ojca?...
- Oziris-Ramzes, ojciec waszej świątobliwości, był hojny pan i składał wielkie ofiary...
- Niby... jak wielkie?... Chcę o tym raz dowiedzieć się... - mówił niecierpliwie faraon.
- Dokładne rachunki są w archiwach, ja pamiętam tylko liczby ogólne...
- Mów!...
- Na przykład świątyniom - odparł wahając się skarbnik - dał Oziris-Ramzes w ciągu szczęśliwego panowania około stu miast, ze sto dwadzieścia okrętów, dwa miliony sztuk bydła, dwa miliony worów zboża, sto dwadzieścia tysięcy koni, ośmdziesiąt tysięcy niewolników, piwa i wina ze dwieście tysięcy beczek, ze trzy miliony sztuk chlebów, ze trzydzieści tysięcy szat, ze trzysta tysięcy kruż miodu, oliwy i kadzideł... A prócz tego tysiąc talentów złota, trzy tysiące srebra, dziesięć tysięcy lanego brązu, pięćset talentów ciemnego brązu, sześć milionów kwiecistych wieńców, tysiąc dwieście posągów boskich i ze trzysta tysięcy sztuk drogich kamieni... Innych liczb na razie nie pamiętam, ale wszystko to jest zapisane...
Faraon ze śmiechem podniósł ręce do góry, a po chwili wpadł w gniew i uderzając pięścią w stół zawołał:
- Niesłychana rzecz, ażeby garstka kapłanów zużyła tyle piwa, chleba, wieńców i szat mając własne dochody!... Ogromne dochody, które kilkaset razy przewyższają potrzeby tych świętych...
- Wasza świątobliwość raczył zapomnieć, że kapłani wspierają dziesiątki tysięcy ubogich, leczą tyluż chorych i utrzymują kilkanaście pułków na koszt świątyń.
- Na co im pułki?... Przecież faraonowie korzystają z nich tylko w czasie wojny. Co się tyczy chorych, prawie każdy płaci za siebie albo odrabia, co winien świątyni za kuracją. A ubodzy?... Wszakże oni pracują na świątynie; noszą bogom wodę, przyjmują udział w uroczystościach, a przede wszystkim - należą do robienia cudów. Oni to pod bramami świątyń odzyskują rozum, wzrok i słuch, im leczą się rany, ich nogi i ręce odzyskują władzę, a lud patrząc na podobne dziwowiska tym żarliwiej modli się i hojniejsze składa ofiary bogom...
Ubodzy są jakby wołami i owcami świątyń; przynoszą im czysty zysk...
- Toteż - ośmielił się wtrącić skarbnik - kapłani nie wydają wszystkich ofiar, ale je zgromadzają i powiększają fundusz...
- Na co?
- Na jakąś nagłą potrzebę państwa...
- Któż widział ten fundusz?
- Ja sam - rzekł dostojnik. - Skarby złożone w Labiryncie nie ubywają, ale mnożą się z pokolenia na pokolenie, ażeby w razie...
- Ażeby - przerwał faraon - Asyryjczycy mieli co brać, gdy zdobędą Egipt tak pięknie rządzony przez kapłanów!...
Dziękuję ci, wielki skarbniku - dodał. - Wiedziałem, że majątkowy stan Egiptu jest zły. Ale nie przypuszczałem, że państwo jest zrujnowane... W kraju bunty, wojska nie ma, faraon w biedzie... Lecz skarbiec w Labiryncie powiększa się z pokolenia na pokolenie!...
Gdyby tylko każda dynastia, tylko dynastia, składała tyle podarunków świątyniom, ile dał mój ojciec, już Labirynt posiadałby dziewiętnaście tysięcy talentów złota, około sześćdziesięciu tysięcy talentów srebra, a ileż zbóż, bydła, ziemi, niewolników i miast, ile szat i drogich kamieni, tego nie zliczy najlepszy rachmistrz!...
Wielki skarbnik pożegnał władcę zgnębiony. Lecz i faraon nie był kontent: po chwilowym bowiem namyśle zdawało mu się, że zbyt otwarcie rozmawiał ze swymi dostojnikami.