Biedny Orso był bardzo głodny.
Tymczasem byli już blisko ogniska. Pies szczekał coraz gwałtowniej, a stary człowiek, siedzący przy ogniu, przysłonił oczy i patrzył w ciemność. Po chwili spytał:
- Kto tam?
- To my...-odpowiedziała cienkim głosikiem Jenny - i bardzo nam się jeść chce.
- Zbliżcie się! -rzekł stary człowiek.
Wyszedłszy zza wielkiego głazu; za którym byli ukryci, stanęli oboje nad ogniem, trzymając się za ręce starzec spojrzał na nich zdumionymi oczyma; z ust jego wyrwał się mimo woli okrzyk:
- What is that?
Ujrzał bowiem zjawisko, które w bezludnych górach Santa Ana mogło każdego zdziwić. Oto i Orso, i Jenny mieli na sobie cyrkowe kostiumy. Śliczna dzieweczka, ubrana w różowe trykoty i krótką spódniczkę, pojawiwszy się nagle, wyglądała w blasku ognia jak jaki sylf fantastyczny. Za nią stał chłopak o niezwykłych kwadratowych kształtach, ubrany także w cielisty trykot, spod którego przebijały jego muskuły na kształt sęków na dębie.
Stary skwater patrzył na nich szeroko otwartymi oczyma.
- Co wyście za jedni? - spytał.
Mała kobietka, licząc widocznie więcej na swoją niż na towarzysza wymowę, poczęła szczebiotać:
- My z cyrku, kochany panie! Pan Hirsch wybił bardzo Orsa, a potem chciał bić mnie, więc Orso mnie nie dał i wybił pana Hirscha i czterech Murzynów, i potem uciekliśmy na pustynię, i szliśmy długo przez kaktusy, i Orso mnie niósł, potem przyszliśmy tu, i bardzo się nam jeść chce.
Twarz starego samotnika rozjaśniała się powoli, a oczy jego spoczęły z dobrotliwym ojcowskim wyrazem na uroczym dziecku, które śpieszyło się, jakby pragnąc wypowiedzieć wszystko jednym tchem.
- Jak ci na imię, mała? - spytał.
-Jenny.
- Więc welcome, Jenny, i ty, Orso! Ja rzadko widuję ludzi... Pójdź do mnie, Jenny.
Mała kobietka bez namysłu zarzuciła swoje nagie rączki na szyję starca i ucałowała go serdecznie. Wydawał jej się z "dobrej książki".
- A czy nas pan Hirsch tu nie znajdzie? -pytała oderwawszy swą różaną buzię od zwiędłej twarzy osadnika.
- Kulę znajdzie! -odparł starzec, a po chwili dodał: -Mówicie, że wam się jeść chce?
- O, bardzo!
Skwater pogrzebał chwilę w popiele i wydobył z niego wspaniały udziec jeleni, którego zapach rozszedł się naokoło. Po czym siedli do jedzenia.
Noc była pyszna; na niebo wysoko nad wąwóz wytoczył się księżyc, w gęstwinie poczęty śpiewać słodkim głosem maukawisy, ogień huczał wesoło, a Orso począł mruczeć z radości. Oboje z dziewczynką jedli jak najęci; stary tylko samotnik jeść me mógł-i nie wiadomo dlaczego spoglądając na małą Jenny miał łzy w oczach.
Może dawniej był ojcem, a może w pustych górach ludzi rzadko widywał...
* * * * * * * * * * *
I odtąd troje tych ludzi pędziło życie razem.