Gdy wrócił tego dnia z boru do chałupy, wypadła do niego kobieta z płaczem wielkim i dalejże wołać:
- Już ciebie, nieboże, niedługo moje oczy będą oglądały; już ja ci nie będę ni chustów prała, ni jeść gotowała. Pójdziesz ty, nieboraku, na kraj świata.
A Rzepa się zdziwił.
- Czyś ty się, kobieto - rzeknie - blekotu najadła, czy cię ta giez ukąsił?
- Ni ja się szaleju najadłam, ni mnie giez ukąsił, jeno pisarz tu był i mówił, że tobie już nijak od wojska się nie wykręcić... Oj! pójdziesz, pójdziesz na kraj świata!
Dopiero on ją wypytywać: jak, co, a ona mu opowiedziała wszystko, tylko o bałamuctwie pisarza zataiła, bo się bała, żeby Rzepa głupstwa pisarzowi nie powiedział albo, czego Boże broń! na niego się nie porwał i tym sprawy swojej nie pogorszył.
- Ty głupia! - powiedział w końcu Rzepa - czego płaczesz? Mnie do wojska nie wezmą, bom wyszedł z lat; przy tym i chałupę mam, grunt mam, ciebie, głupia, mam, a i tego raka utrapionego także.
To mówiąc pokazał na kołyskę, w której rak utrapiony, tj. tęgi roczny chłopak, wierzgał nogami i wrzeszczał, że aż uszy pękały.
Kobieta poczęła obcierać oczy fartuchem i rzekła:
- Co ta wszystko znaczy! Albo to on nie wie o papierach, coś je woził z boru do boru?
Teraz Rzepa podrapał się w głowę.
- Jużci bo wie.
Po chwili zaś dodał:
- Pójdę ja z nim pogadać. Może to nic strasznego.
- Idź, idź! - rzekła kobieta - a weź ze sobą rubla. Do niego bez rubla nie przystępuj.
Rzepa wydobył ze skrzyni rubla i poszedł do pana pisarza.