Gdy pan pisarz się zbliżył, pies leżący koło mędlicy wstał, schował ogon pod siebie i począł warczeć błyskając od czasu do czasu kłami, jakby się uśmiechał.
- Kruczek - zawołała dźwięcznym, cienkim głosem kobieta - nie będziesz ty leżał! żeby cię robole!...
- Dobry wieczór, Rzepowa! - zaczął pisarz.
- Dobry wieczór panu pisarzowi - odrzekła kobieta nie przestając mędlić.
- Wasz w domu?
- Na robocie w lesie.
- A to szkoda! Jest do niego interes z gminy.
Interes z gminy to dla prostych ludzi zawsze znaczy coś niedobrego. Rzepowa przestała mędlić i spojrzawszy trwożnie spytała niespokojnie:
- No? cóże to takiego?
Pan pisarz tymczasem przeszedł wrota i stanął koło niej.
- A dacie się pocałować? to wam powiem.
- Obędzie się! - odparła kobieta.
Ale pan pisarz już zdołał ją objąć wpół i przygarnąć do siebie.
- Panie! bo będę krzyceć - wołała Rzepowa wyrywając się silnie.
- Przyjdźcie dziś do mnie wieczorem - co? - szeptał pan pisarz nie puszczając jej z objęć.
- Nie przyjdę ani dziś, ani nikiej!
- Moja śliczna, Rzepowa... Marysiu!
- Pa- nie! toć to obraza boska! Panie!
To mówiąc wydzierała się coraz silniej, ale pan Zołzikiewicz był także mocny i nie puszczał. Zaczęli się szamotać i w tym szamotaniu kobieta przewróciła się na wióry przez mędlicę, a pan pisarz z nią razem.
- O dla Boga! rety! - poczęła wrzeszczeć głośno Rzepowa.
W tej chwili Kruczek przyszedł jej na pomoc. Zjeżył szerść na karku i z wściekłym szczekaniem rzucił się na pana pisarza, a ponieważ pan pisarz leżał twarzą do ziemi, a plecami do góry, ubrany był zaś w krótką marynarkę, Kruczek więc schwycił za nieosłoniony marynarką kort, przejął kort, chwycił za nankin, przejął nankin, chwycił za skórę, przejął skórę i dopiero poczuwszy pełno w pysku począł potrząsać wściekle łbem i targać.
- Jezus! Maria! - krzyczał pan pisarz zapominając o tym, że należał do esprits forts.
Kobieta tymczasem zerwała się, zerwał się jak oparzony i pan pisarz, a Kruczek podniósł się na przednie łapy, ale pana pisarza nie puszczał, dopiero gdy ten chwyciwszy polano zaczął nim zadawać w tył ślepe razy, Kruczek, otrzymawszy uderzenie w krzyż, odskoczył skomląc żałośnie.
Po chwili jednak znów zaczął doskakiwać.
- Weźcie tego psa! weźcie tego diabła - krzyczał pan pisarz machając rozpaczliwie polanem.
Kobieta zawołała na psa i odpędziła go za wrota.
Potem oboje z pisarzem, sapiąc jeszcze, spoglądali na siebie w milczeniu.
- Oj, dola moja! Coże se pan do mnie upatrzył? - zawołała na koniec Rzepowa, przestraszona tak krwawym obrotem sprawy.
- Pomsta na was! - krzyknął pan pisarz. - Pomsta na was!
Czekajcie! pójdzie Rzepa w sołdaty. Chciałem bronić... ale teraz...
Przyjdziecie wy jeszcze do mnie... Pomsta na was!...