Rzepa stawał się coraz czerwieńszy, Burak dolewał mu ciągle.
- A wy - rzekł wreszcie do Rzepy - to choć korzec grochu zarzucita na plecy jedna ręką, a balibyśta się pójść na wojnę!
- Co bym się miał bać? Kiej się bić, to się bić.
Gomuła na to rzekł:
- Jenszy jest mały a odważny, jenszy wielgi i mocny, i bojący.
- A nieprawda! - rzekł Rzepa - ja ta nie jestem bojący.
Gomuła zaś na to:
- Kto was tam wie?
- A ja pojedam - odparł Rzepa pokazując pięść jak bochenek chleba - że ino bym was zajechał w pacierze tą pięścią, to rozlecielibyście się jak stara beczka.
- A może i nie.
- Chceta spróbować?
- Dajta spokój - wtrącił wójt. - Będzieta się bili czy co? Ot, napijwa się jeszcze.
Napili się znowu, ale Burak i Gomuła tylko że umoczyli usta. Rzepa zaś wypił całą szklankę araku, aż mu oko zbielało.
- Pocałujta się teraz - rzekł wójt.
Rzepa aż się rozpłakał przy uściskach i pocałunkach, co było znakiem, że już podpił dobrze; po czym zaczął wyrzekać, gorzko wspominając graniaste cielę, które dwa tygodnie temu zdechło mu w nocy w oborze.
- Oj! jakiego to cielaka Pan Bóg zabrał ode mnie! - wołał żałośnie.
- No, nie smućta się! - rzekł Burak. - Do pisarza z urzędu przyszło pisanie, że pono dworski las pójdzie na gospodarzy.
Rzepa odpowiedział na to:
- I po sprawiedliwości! Albo to pan las siał?
Ale potem zaraz znów zaczął zawodzić:
- Oj! co cielak był, to cielak; jak ta krowę huknął łbem przy ssaniu, to aż zadem pod belkę poleciała.
- Pisarz mówił...
- Co mi ta pisarz! - przerwał gniewnie Rzepa. - Pisarz dla mnie:
Tyle znaczy.
Co Ignacy...
- Nie pomstowalibyście! Napijwa się!
Napili się jeszcze raz. Rzepa jakoś się pocieszył i siadł spokojnie na zydlu, a wtem drzwi się otworzyły i ukazały się w nich: zielona czapka, zadarty nos i kozia bródka pisarza.
Rzepa, który czapkę miał nasuniętą na tył głowy, zrzucił ją zaraz na ziemi, powstał i wybełkotał:
- Pochwalony.
- Jest tu wójt? - spytał pisarz.
- Jest! - odpowiedziały trzy głosy.
Pisarz zbliżył się, zaraz też podleciał i Szmul arendarz z kieliszkiem araku. Zołzikiewicz powąchał, skrzywił się i siadł przy stole.
Chwilę panowało milczenie. Na koniec Gomuła zaczął:
- Panie pisarzu?
- Czego?
- Czy to prawda wedle tego boru?
- Prawda. Musicie tylko podpisać prośbę całą gromadą.
- Ja tam nie będę nic podpisywał - ozwał się Rzepa, który miał wstręt wspólny wszystkim chłopom do podpisywania swego nazwiska.
- Ciebie się też nikt nie będzie prosił. Nic podpiszesz, to nic nie dostaniesz. Twoja wola.
Rzepa zaczął się drapać w głowę, pisarz zaś, zwróciwszy się do wójta i do ławnika, rzekł tonem urzędowym:
- O lesie prawda, ale każdy musi ogrodzić swoją część płotem, żeby nie było sporów.
- To- ta płot będzie więcej kosztował, niż las wart - wtrącił Rzepa.
Pisarz nie zwracał na niego uwagi.
- Na koszta płotu - mówił do wójta i ławnika - rząd przysyła pieniądze. Jeszcze każdy na tym zarobi, bo wypada po pięćdziesiąt rubli na głowę.
Rzepie aż się oczy zaiskrzyły po pijanemu.
- A, jak tak, to podpiszę. A pieniądze gdzie są?
- Są u mnie - rzekł pisarz. - A to dokument.
To rzekłszy wydobył złożony we czworo papier i odczytał coś, czego chłopi wprawdzie nie rozumieli, ale radowali się bardzo; gdyby jednak Rzepa był trzeźwiejszy, dojrzałby, jak wójt mrugał na ławnika.
Potem, o dziwo! pisarz wydobywszy pieniądze rzekł:
- No! który pierwszy?
Podpisywali kolejno, gdy zasię Rzepa wziął się do pióra, Zołzikiewicz usunął dokument i rzekł:
- A może nie chcesz? Tu wszystko dobrowolnie.
- Co nie mam chcieć?
A pisarz na to:
- Szmul!
Szmul ukazał się we drzwiach.
- Ny, co pan pisarz chce?
- Chodź i ty na świadka, że tu wszystko dobrowolnie.
A potem znów powiada do Rzepy:
- Może nie chcesz?
Ale Rzepa już podpisał i żyda usadził nie gorszego od Szmula, potem wziął pieniądze od pisarza, całych pięćdziesiąt rubli, i schowawszy je za pazuchę zawołał:
- A dajta no jeszcze haraku!
Szmul przyniósł: wypili raz i drugi. Następnie Rzepa wsparł pięści na kolanach i począł drzemać.
Kiwnął się raz, kiwnął się drugi raz, na koniec zwalił się z zydla mruknąwszy: "Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu!" - i usnął.