STAŃCZYK
(idąc)
Ktoś się za mną włóczy wciąż.
DZIENNIKARZ
Ktoś przede mną ciągle stąpa.
STAŃCZYK
(już był usiadł)
Domek mały, chata skąpa:
Polska, swoi, własne łzy,
własne trwogi, zbrodnie, sny,
własne brudy, podłość kłam;
znam, zanadto dobrze znam.
DZIENNIKARZ
Zacz kto?-
STAŃCZYK
Błazen.
DZIENNIKARZ
(poznając)
Wielki mąż!
STAŃCZYK
Wielki, bo w błazeńskiej szacie;
wielki, bo wam z oczu zszedł,
błaznów coraz więcej macie,
nieomal błazeńskie wiece;
Salve, bracie!
DZIENNIKARZ
Ojcze, Salve!
Szereg dobrych błaznów zrzedł,
przywdziewamy szarą barwę;
koncept narodowy gaśnie;
gasną coraz te pochodnie,
które do hajduków ręku
przywiązane żarem płoną.
Skapały, zżarły się świece,
a że do rąk przytroczone,
więc jeszcze palą się ręce,
w tę samą zaklęte stronę.-
Trzeba by do służby narodu
błaznów całego zastępu;
palą się hajduki w męce,
z własnego bolu się śmieją;
gasną świece narodowe,
okropne rzeczy się dzieją,
śmiechem i szyderstwem biegu
obudzić, ośmielić zdolne
serce spodlone, niewolne,
które naszą krew zaprawia.
STAŃCZYK
A wolicie spać -
DZIENNIKARZ
To jedno!
Usypiam duszę mą biedną
i usypiam brata mego;
wszystko jedno, wszystko jedno,
tyle złego, co dobrego,
okropne rzeczy się dzieją.
Patrzeć na przebiegi zdarzeń-
dalekie, dalekie od marzeń,
tak odległe od wszystkiego,
co było wielkie w kraju;
że wszystko, co było, przepadło,
bezpowrotnie w mroku zbladło:
to bajki o trzecim Maju!
Matkę do trumny się kładło,
siostry i rodzinę całą;
ksiądz pokropił i poświęcił,
grabarze gruz przywalili;
epigonów co zostało,
na stypie się weselili
wesołością, co przeklina;
w pijaństwie duszę zabili,
a nie mogli zabić serca.
Zostało serce, co woła,
spłakane u bram kościoła,
skrwawione u wrót świątyni
i jeszcze w męce okrutnej,
w czułej litości rozrzutnej
samo siebie wini.
STAŃCZYK
Asan jako spowiedź czyni,
spowiedź, widzę, cudzych grzechów;
Acan się zalewa łzami,
duszę krwawi, serce krwawi;
ale znać z Acana mowy,
że jest - tak - przeciętnie zdrowy;
jutro humor się naprawi.-
Gotów mi płakać najrzewniej,
rozczulać się cudzych grzechów,
u bliskiego widzieć tramy,
zbrodnie, brudy, grzechy, plamy
i za swojego bliskiego
uczynić publiczną spowiedź.-
A! doprawdy! warte śmiechów-
może jeszcze rozgrzeszenie
wziąć kapłańskie z cudzych zbrodni- ?
DZIENNIKARZ
Wina ojca idzie w syna;
niegodnych synowie niegodni;
ten przeklina, ów przeklina-
ród pamięta, brat pamięta,
kto te pozakładał pęta
i że ręka, co przeklęta,
była swoja. - Rozbrat wieczny
duszy z ciałem, ciała z duszą;
w nim się słabi kruszą -
miecz do walki obosieczny -
myśmy słabi. - Wielkość gniecie,
przekleństwo nosi na grzbiecie:
zbrodnie nosi, czarne kiry,
szatę krwawą Dejaniry;
Wielkość: Zbrodnia; Małość: podła -
Jakaż nasza dzisiaj Wola?!
Czarodziejska dłoń ogrodła
nasze pola.
STAŃCZYK
Łzy ze źródła!
Tyle żalów o nieswoje!?
A cóż tobie niepokoje
tych, co w grobach leżą?
Myślisz -- że się trupy odświeżą
strojem i nową odzieżą -
a ty z trupami pod rękę
będziesz szedł na Ucztę-mękę
i jako potrawy żuł,
czym się tylko kiejś kto truł;
wsączał w siebie i pił,
czym tylko kto gdzie gnił;
czy to ma być twoja krew?!
DZIENNIKARZ
Moja krew, moja krew -
czy ja wiem - okrzyk mew,
gdy gonią ponad skały,
okrzyk mew osmętniały,
żałośliwy, straszny,
gdy od brzegu odbiegły daleko.
Morze ciche, strop się chmurzy,
ale burza i orkan daleko
Tylko głuchość i pustka bezmierna -
a tu skrzydła rozchwiane do lotu,
nie pragną, nie pragną powrotu
i wiedzą, że tam, gdzie dążą,
wylądu szukać daremno;
przekleństwu swojemu wierne,
lecą - i nie śmieją ustać,
aż krew do ust pocznie chlustać
ze znużenia - wtedy padną,
łzą nie pożegnane żadną,
bo śmierć ulga, ulga zgon.
STAŃCZYK
Zaśpiewałeś kruczy ton;
tobież tylko dzwoni w głuszy
pogrzebowych jęków dzwon?
A słyszałżeś kiedy, z wieży
jak dźwięczy i śpiewa On?
DZIENNIKARZ
Zygmunt, Zygmunt..:
STAŃCZYK
Dzwon królewski: -
Siedziałem u królewskich stóp,
królewski za mną dwór:
synaczek i kilka cór,
Włoszka - a wielki chór
kleru zawodził hymny;
a dzwon wschodził.
Patrzali wszyscy w górę,
a dzwon wschodził -
zawisnął u szczytów
i z wyżyn się rozdzwonił:
głos leciał, polatał,
kołysał się górnie,
wysoko, podchmurnie -
a tłum się wielki pokłonił.
Pojrzałem na króla,
a król się zapłonił..:
Dzwon dzwonił
DZIENNIKARZ
A toć on nam tętni dziś,
jak grzebiemy, kto nam drogi;
zwołuje nas, każąc iść
posłuchać kościelnych szumów,
w wielkim zamęcie rozumów,
w wielkim modlitew rozjęku,
On pan, ten dzwon królewski,
nie ustający w brzęku,
o pękniętym sercu:
nasz ton. - Nad przepaścią stoję
i nie znam, gdzie drogi moje.
STAŃCZYK
Byś serce moje rozkroił,
nic w nim nie najdziesz inszego,
jako te niepokoje:
sromota, sromota, wstyd,
palący wstyd;
jakoweś Fata nas pędzą
w przepaść -
DZIENNIKARZ
Ty Wid!
STAŃCZYK
Ja Wstyd!!
Piekło wiem gorsze niż Dante,
piekło żywe.
DZIENNIKARZ
Żyję w Piekle!,
STAŃCZYK
Społem w przepaść!
DZIENNIKARZ
Społeczeństwo!
Oto tortury najsroższe,
śmiech, błazeństwo -
to my duchy najuboższe.-
<<Społem>> to jest malowanka,
<<społem>> to duma panka,
<<społem>> to jest chłopskie <<w pysk>>,
<<społem>> to papuzia kochanka,
próżność, nadczłowieczeństwo -
i przy tym to maleństwo:
serce pęknione, co krwawi.
STAŃCZYK
Asan prawi-
jako najwalniejsi gębacze,
odrośl od tych samych pni
z moich dni.
DZIENNIKARZ
Wolałbym już stokroć razy
policzone dni
niż ten bieg, bieg. pęd, gonitwa
ku przepaści, otchłani, zawrotom:
Ach, kresu, ach, kresu lotom
Stacza się sercowa bitwá,
opadam coraz na głazy,
mrze na ustach modlitwa,
ach, kresu, ach, kresu lotom -
Niechby się raz wszystko spali,
zetrze się, na proch się zsypie,
jak kolumny, na gruz się rozwali,
byśmy padli potruci
jadami w pogrzebowej stypie;
niechajby się raz wszystko spali,
i te nasze polskie posty
dusz do polskich świętych,
i te nasze tęczowe mosty
czułości nad pustką rozpiętych,
malowanki Częstochowskie
w koronach - i wszystkie Wiary!-
Nieszczęścia wołam!!
STAŃCZYK
Puszczyku...
DZIENNIKARZ
Może by Nieszczęście nareście
dobyło nam z piersi krzyku,
krzyku, co by był nasz,
z tego pokolenia.-
Ach, Sumienia, Sumienia!
Już było tych prawd bez liku
dla nas - Prawdy czy Fraszki??,
Stoimy u polskich granic,
a mamy obecność za nic,
od talentów zawisłe igraszki:
STAŃCZYK
Puszczyku!
Zgrałeś się przy zielonym stoliku
czy z kobietami w gorączce
opętałeś duszę mdłością
i w tej momentu palączce
oślep gnasz we własne próchno.
A gdy na nie wichry dmuchną,
rozleci się zgasłe próchno,
zamurują się otchłanie
i krzyk, i jęk, i wołanie
zda ci się błazeństwem duszy,
które nikogo nie skruszy,
które zeżre siebie samo,
a trzewia mu gniciem cuchną. -
Znam ja, co jest serce targać
gwoźdźmi, co się w serce wbiły,
biczem własne smagać ciało,
plwać na zbrodnie, lżyć złej woli,
ale Świętości nie szargać,
bo trza, żeby święte były,
ale Świętości nie szargać;
to boli.
DZIENNIKARZ
Tragediante..:
STAŃCZYK
Commediante,
dla ciebie błazeńska laska.
DZIENNIKARZ
Piastujesz ją, piastun stary;
znasz tylko: status quo ante;
błazeństwo z tobą się zrosło.
STAŃCZYK
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
Fatum nas w obłędy wodzi:
u rozstajnych dróg zły Duch!
Tu moje rozstajne drogi;
ty mój Duch-zły - demon, Szatan;
błazeństwem ja z tobą zbratan,
byłem ci duszą poswatan,
nim dusza stała się trup;-
a teraz mi pachnie grób,
czuję trąd.
STAŃCZYK
Naści; rządź!
Masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
Nie chcę żadnych więcej prób.
Serce miałem kiedyś młode,
porwałeś mi serce młode,
wlałeś jad goryczny w krew.
Nie widzę, nie widzę dróg,
zaćmił mi się Bóg...
STAŃCZYK
Fata pędzą, pędzą Fata -
Wielkość - Nicość -- pusty dzwon,
serce strute -
uderzyłeś błazna ton:
moją nutę.
Kłam sercu, nikt nie zrozumie,
hasaj w tłumie!
Masz tu kaduceus, chwyć!
Rządź!
Mąć nim wodę, mąć!
Na Wesele! Na Wesele!
Idź!
Mąć tę narodową kadź,
serce truj, głowę trać!
Na Wesele! Na Wesele!
Staj na czele!!!