ANTENOR
Iż moja wiara rada u ciebie, o wielki
Królu, ważna nie była, żebyś był Helenę
Grekom wydać rozkazał, a tę niewlątpliwą
Wielkiej wojny pochodnią co napręcej zgasił,
Teraz, co potym idzie, w czas cię upominam,
Abyś czuł o potrzebie i o pewnej wojnie,
Tak pewnej, jako mię tu clziś przed soba widzisz.
Słyszałeś, jako cię dziś posłowie żegnaĺi
I nas wszytkich przy tobie. Pograniczni piszą
Starostowíe, że greckie wo,jska się ściągają
Do Aulidy; w tym wętpić nie potrzeba, że ci
Do nas pójdą: inaczej ani by tu byli
Posłów swych posyłali, ani tak surowie
O swą krzywdę mówili. A tak nie mieszkając,
Póki brzegu morskiego ostatka nie stracim,
Porty naprzód i zamki pograniczne spiżą
I ludźmi dobrze opatrz; hołdowanym księżętom.
Rozkaż być pogotowiu; żołnierzom przypowiedz
Służbę; szpiegi roześli; straż miej i na morzu,
I na ziemi, aby cię łacni niegotowym
Grekowie nie zastali. To jest rada moja.

PRIAMUS
Jakobyś już na oko, dobry Antenorze,
Nieprzyjaciela widział, tak się, widzę, boisz.

ANTENOR
O królu, teraz się bać lepiej, bo za taką
Bojaźnią i opatrzność, i gotowość roście.
Wonczas już prózny rozmysł, bo już abo się bić,
Abo uciekać trzeba: trzeciego nic nie masz.

PRIAMUS
A ja, owszem, na dobrej pieczy wszytko mieć chcę,
Aby nam do tak nagłych ucieczek nie przyszło.

ANTENOR
Daj to Boże! A to zaś co za białogłowa
Z włosy roztarganymi i twarzy tak bladej?
Drżą na niej wszytki członki, piersiami pracuje,
Oczy wywraca, głową kręci: to chce mówić,
To zamilknie.

PRIAMUS
Moja to nieszczęśliwa córa,
Kasandra; widzę, że ją duch Apollinowy
Zwykły nagarnął, nie Iża, jeno jej posłuchać.

Wpada na scenę

KASANDRA
Po co mię prózno, srogi Apollo, trapisz.
Który, wieszczego ducha dawszy, nie dałeś
Wagi w słowiech, ale me wszytki proroctwa
Na wiatr idą nie rnąjąc u ludzi więcej
Wiary nad baśni prózne i sny znikome?
Komu serce spętane albo pamięci
Zguba rnojej pomoże? Komu z ust moich
Duch nie mój pożyteczen i zmysły wszytki.
Ciężkim, nieznośnym gościem opanowane?
Prózno się, odejmuję, gwałt mi się dzieje;
Nie władne dalej sobą, nie jestem swoja.
Ale gdzieżem przez Boga? Światła nie widzę,
Noc mi jakaś przed oczy nagła upadła.
Owóż mamy dwie słońcy, owóż dwie Troi.
Owóż i łani morzem głębokim płynie.
Nieszczęśliwa to łani, złej wróżki łani,
Brońcie brzegów, pasterze, nie dopuszczajcie
Tej niezdarzonej goście nigdziej do ziemie!
Nieszczęśliwa to ziemia i brzeg nieszczęsny,
Gdzie ta łani wypłynie; nieszczęsna knieja,
Gdzie wnidzie i gdzie gładki swój bok położy
Wszytki stopy, wszytki jej łożyska muszą
Krwią opłynąć; upadek, pożogę, pustki
Z sobą niesie. O wdzięczna ojczyzno moja,
O mury, nieśmiertelnych ręku roboto!
Jaki koniec was czeka? Ciebie, mój bracie,
Stróżu ojczyzny, domu zacna podporo,
Wkoło murów trojańskich tesalskie konie
Włóczyć grożą, a twoje oziębłe ciało
Będzieli chciał nieszczęsny ociec pochować,
Musi je u rozbójce złotem kupować.
Nieprzepłacony duchu, z tobą pospołu
I ojczyzna umarła; jednaż mogiła
Oboje was przykryje. Lecz i ty, srogi
Trupokupcze, niedawno i sam polężesz.
Strzałą niemężnej ręki prędką obieżdżon.
Cóż potym? Kłoda leży, a ze pnia przedsię
Nowa rózga wyrosła i nad nadzieję
Prędko ku górze idzie. A to co za koń
Tak wielki na poboju sam jeden stoi?
Nie wódźcie go do stajniej, radzę, nie wódźcie:
Bije ten koń i kąsze; spalcie go raczej,
Jeśli sami od niego zgorzeć nie chcecie.
Czujcie, stróże: noc idzie, noc podejźrzana.
Wielki ogień ma powstać, tak wielki ogień,
Że wszytko jako w biały dzień widać będzie,
Ale nazajutrz zaś nic widać nie będzie.
Wtenczas, ojcze, ani już bogom swym dufaj,
Ani się poświęconych ołtarzów łapaj:
Okrutnego lwa szczenię za tobą bieży.
Które cię paznoktami przejmie ostremi
I krwią twoją swe gardło głodne nasyci.
Syny wszytki pobi,ją, dziewki w niewolą
Zabiorą; drugie g'woli trupom umarłym
Na ich grobiech bić będą. Matko, ty dziatek
Swoich płakać nie będziesz, ale wyć będziesz!