- Panie Mendel! - burknął wreszcie - wyleźże pan już raz z tego kąta! Bosiny pan odprawiasz czy co u licha? Trochę gorączki i nic;więcej. Chłopak za tydzień jaki do szkoły pójdzie, byle się trochę tylko skóra zrosła. A pan tak na marze zasiadł, jakby co panu umarło.
Stary Żyd milczał.
Po chwili dopiero podniósł głowę i odezwał się głosem namiętnie drgającym:
- Pan się pyta, czy ja na bosiny siedzę? Nu, ja siedzę na bosiny! Ja popiół na głowę mam i wór gruby na głowie mam, i na popiele ja siedzę, i nogi bose mam, i pokutę wielką mam; i wielką boleść mam, i wielką gorzkość...
Zamilkł i twarz znowu w ręce ukrył: Mała zielona lampka da wała jego siwej głowie, jakieś szczególne, widmowe niemal oświetlenie..Malec jęknął raz i drugi i znów zaległo milczenie.
A wtedy wśród tej ciszy podniósł Mendel Gdański raz jeszcze głowę i rzekł:
- Pan powiada, co u mnie nic nie umarło? Nu, u mnie umarło to, z czym ja się urodził, z czym ja sześćdziesiąt lat żył, z czym ja umierać myślał... Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!